Postaw na dobry start-up. Czym jest equity crowdfunding?

20.09.2017 5 minuty na przeczytanie artykułu

Fot. Materiały prasowe

Popularność crowdfundingu w Polsce szybko rośnie. Oprócz znanych wielu internautom platform takich jak PolakPotrafi.pl czy Wspieram.to, na rynku obecnych jest również kilka projektów internetowych pozwalających firmom na pozyskiwanie kapitału na rozwój w zamian za część udziałów (tzw. equity crowdfunding). Jednym z prekursorów takiego rozwiązania w naszym kraju było Beesfund, które rozpoczęło działalność od… przeprowadzenia emisji swoich własnych akcji.

– Kiedy startowaliśmy w 2012 roku, rynek zupełnie nie wiedział czym jest equity crowdfunding – mówi portalowi istotnie.pl Arkadiusz Regiec, prezes Beesfund. – Chodziło o edukację rynku, pokazanie w jaki sposób przebiega emisja akcji. Nikt wtedy nie wiedział, jak to się robi pod względem prawnym – wspomina szef firmy.

Akcje niczym cegiełki

Equity crowdfunding można porównać do inwestowania na giełdzie. Na czym polegają główne różnice? Jeśli ktoś uważa, iż gra na giełdzie jest sporym ryzykiem, to od equity crowdfundingu powinien trzymać się z daleka. Inwestycje w start-upy są znacznie bardziej ryzykowne niż kupno udziałów w dużych, giełdowych spółkach o ugruntowanej pozycji na rynku. Ryzyko, że nasza inwestycja nie wypali i dany start-up zniknie z rynku w niedalekiej przyszłości, jest naprawdę duże. Jeśli jednak firma w której kupimy udziały przetrwa i urośnie, to po paru latach będziemy mogli zarobić pokaźną sumę pieniędzy. Cierpliwość może popłacić – zapytajcie Ronalda Wayne’a, który swego czasu sprzedał 10 proc. udziałów w Apple za 800 dolarów.

Emisja za pośrednictwem Beesfund lub podobnej platformy – np. CrowdAngels czy FindFunds – jest dla firm nieporównywalnie łatwiejsza od debiutu na głównym parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, czy nawet na NewConnect. Nad wszystkim czuwa oczywiście Komisja Nadzoru Finansowego, ale o ile spółka chce pozyskać kapitał nie większy, niż 100 tys. euro, może to uczynić bez konieczności publikowania prospektu emisyjnego czy memorandum inwestycyjnego. Nie musi nawet korzystać z usług biura maklerskiego. Co więcej, niedawna dyrektywa unijna nakazuje krajom członkowskim podniesienie wspomnianego progu do 1 mln euro najpóźniej do lutego 2019 r. To oznacza, że equity crowdfunding może szybko stać się w Polsce popularną alternatywą dla pozyskiwania kapitału na rozwój firm.

Jak szacuje Arkadiusz Regiec, obecna wartość rynku equity crowdfundingu w naszym kraju to ok. 20 mln zł. Jeśli limit 1 mln euro na emisję zostanie wprowadzony w Polsce z wyprzedzeniem – a pracuje już nad tym specjalna grupa robocza w Komisji Nadzoru Finansowego – to należy spodziewać się natychmiastowego ożywienia tego rynku. Przyciągnięcie większych inwestorów mogłoby, zdaniem Regieca, wywindować w krótkim czasie wartość equity crowdfundingu w Polsce do 80-300 mln zł. To i tak niewiele w zestawieniu np. z Wielką Brytanią, gdzie w 2015 r. wartość rynku szacowana była aż na 3,2 mld funtów (dane z raportu KPMG i Cambridge Centre for Alternative Finance).

Kolekcjonerzy spółek

Na platformie Beesfund jak dotąd przeprowadzonych zostało 19 emisji. Firmom udało się pozyskać na rozwój już ponad 5 mln zł od niemal 2,4 tys. małych i dużych inwestorów. Sukcesem zakończyły się m.in. emisje akcji takich firm, jak Cydrownia (producent cydru), Inne Beczki (browar), InPay (twórca systemu płatniczego akceptującego płatności Bitcoinami) czy Mazaska (właściciel IniJob, platformy do komunikacji inicjatyw od pracowników do pracodawców).

Po dotychczasowych emisjach, z których większość przypadła na okres ostatnich kilkunastu miesięcy, pojawiły się pierwsze spółki, które wracają na Beesfund, żeby zebrać więcej środków, w kolejnych rundach finansowania. W tej chwili na platformie trwają trzy emisje – finansowania szukają firmy DISCO:VR (sieć salonów rozrywki VR rozwijana przez… Bogumiła Jankiewicza, twórcę sieci Bobby Burger), Escola (producent aplikacji mobilnych dla banków) i Podwika (firma projektująca ubrania).

Prezes Regiec zdradza istotnie.pl, że do końca roku przeprowadzonych zostanie kolejnych 11 emisji. – W całym tym roku planujemy 20 emisji, w przyszłym 60, a w roku 2019 chcemy przekroczyć znacząco liczbę 100 emisji – kreśli plany szef Beesfund.

Kim są ludzie, którzy wykładają własne pieniądze w nadziei na to, że uda im się postawić na właściwego konia? – Społeczność Beesfund to zwykle doświadczeni inwestorzy, traktujący emisję na platformie equity crowdfundingu jako dywersyfikację zgromadzonego kapitału – tłumaczy Regiec. Jednak obok takich osób, pojawiają się też początkujący inwestorzy, jak również „kolekcjonerzy” akcji – kupujący, przykładowo, po jednym papierze różnych spółek, za 15-40 zł.

– Każda emisja to duża społeczność zgromadzona wokół samego emitenta – spółki, której produkty znają, którym ufają i w której rozwój wierzą – podkreśla Regiec. Jak wskazuje, średnio na jedną emisję przypada ok. 130-140 inwestorów. Każdy z nich to potencjalny promotor firmy i jej produktów w najbliższym otoczeniu. Ta więź między inwestorami a spółką jest tutaj szczególnie istotna i znacznie większa, niż w przypadku giełdowych gigantów.

Pora na blockchain

W jaki sposób Beesfund zarabia na swojej działalności? Po pierwsze, spółki, które trafiają na platformę, zobowiązują się do zapłacenia niewielkiej części pozyskanego w trakcie emisji kapitału. Beesfund zarabia też na pomaganiu w przygotowaniach prawnych i marketingowych. Niektóre firmy decydują się dodatkowo skorzystać z płatnego wsparcia przy produkcji filmu zachęcającego do inwestycji, lub z innych działań marketingowych.

Nie wszystkie spółki zainteresowane pojawieniem się na Beesfund przechodzą przez sito selekcji. – W większości przypadków przyjmujemy do emisji firmy, które mają już przetestowany model biznesowy i potrzebują środków na skalowanie. Ale nie tylko – podkreśla Regiec. Skutkuje to tym, że na platformie znaleźć można zarówno typowe start-upy, jak i nieco bardziej rozwinięte firmy.

Plany na kolejnych pięć lat Beesfund, oprócz skokowego zwiększania liczby emisji, są śmiałe. Szef spółki liczy na to, że do 2022 r. jego firma obecna będzie na wszystkich rynkach Europy Środkowej oraz w Londynie. Zdaniem Regieca, największe miasto Wielkiej Brytanii pomimo Brexitu pozostanie stolicą europejskich finansów ze względu na dostęp do kapitału i dobre rozwiązania legislacyjne.

Znacznie wcześniej, bo już we wrześniu bieżącego roku, Beesfund planuje przeprowadzenie pierwszej emisji akcji opartych o technologię blockchain. – Mamy nadzieję, że uda nam się wybudować most pomiędzy dwoma światami, światem rynków finansowych i światem walut cyfrowych – mówi Regiec portalowi istotnie.pl, nie zdradzając jednak więcej szczegółów.

Przedsionek giełdy

W międzyczasie Beesfund planuje rozwijanie Akceleratora Start-upów, stworzonego we współpracy z warszawską GPW. Projekt ten ma służyć zwiększaniu zainteresowania spółek giełdowych start-upami, umożliwiać networking i pomagać w pozyskiwaniu klientów wśród spółek notowanych na GPW.

– Jesteśmy otwarci na współpracę z całym ekosystemem start-upowym. Chcemy służyć pomocą w przedstawieniu alternatywnej ścieżki pozyskiwania finansów poprzez rynek kapitałowy – tłumaczy prezes Beesfund.

Regiec liczy na to, że w ciągu kilku lat w Polsce nie tylko wzrośnie zainteresowanie equity crowdfundingiem, ale że ta forma zdobywania finansowania na rozwój firm stanie się realną alternatywą dla inwestycji korporacyjnych. A także etapem pośrednim w drodze spółek na GPW.

Aktualnie sytuacja start-upów poszukujących finansowania społecznościowego nie wygląda bowiem różowo. – Wciąż mamy za mało kapitału wysokiego ryzyka. Dalej w naszym kraju istnieje poważna luka kapitałowa – tłumaczy Regiec. – Według nas, potrzebny jest miks działań, który może to zmienić, czyli ulgi podatkowe dla inwestorów, zwiększenie limitu na emisje, realne zwiększenie zaangażowania państwa.

Jak dodaje, istotne będzie także to, czy w Polsce uda się dokonać zmiany mentalnej. – Ważne, żeby korporacje otworzyły się na współpracę ze start-upami, a start-upowcy zrozumieli, że warto budować szybko skalowalne, globalne firmy – podsumowuje.

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” na lata 2016-2017