Kredyty w złotych mniej ryzykowne od walutowych. Jak ocenić ryzyko zamiany kredytu w euro na kredyt w złotych?

04.12.2017 5 minuty na przeczytanie artykułu

Kredyt walutowy czy złotowy? Tego dylematu Polacy, którzy ubiegają się o kredyt czy pożyczkę, już nie mają. W Polsce kredyty walutowe w zasadzie są już tylko dostępne dla osób, które w danej walucie zarabiają. Teraz, jeśli zapożyczamy się ‒ to tylko w złotym.

Od 2014 roku obowiązuje odpowiednia rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego, a wiosną 2017 roku Sejm uchwalił ustawę, która nakazuje udzielanie kredytu w walucie, w której kredytobiorca zarabia.
Skąd taka decyzja? Zaciągnięcie każdego kredytu wiąże się z różnymi ryzykami. Kredytobiorca może stracić pracę, zachorować, a nawet umrzeć. W efekcie on sam albo jego rodzina może mieć problemy ze zwróceniem bankowi pieniędzy. Ale to są ryzyka o charakterze indywidualnym.
Kredyt walutowy – dwa rodzaje ryzyka, kredyt złotowy – jedno
Przy zaciąganiu kredytu pojawiają się również ryzyka wspólne dla wielu kredytobiorców. Jeśli klienci banku zaciągają kredyt walutowy, to są narażeni na ryzyko kursowe i na ryzyko stopy procentowej. Co to oznacza? Ryzyko kursowe polega na tym, że każdy wzrost wartości waluty, w której bank udzielił kredytu, powoduje wzrost wartości naszego długu w złotych, a także konieczność płacenia wyższych rat kredytowych z powodu różnic kursowych. Jeśli okazałoby się jednocześnie, że stopy procentowe w kraju, skąd pochodzi waluta kredytu też wzrosły, to będzie to kolejny impuls do wzrostu wysokości miesięcznej raty kredytowej.
W przypadku wzięcia kredytu w rodzimej walucie, w naszym przypadku w złotym, mamy do czynienia tylko z ryzykiem stopy procentowej. Czyli znaczny wzrost stóp procentowych w naszym kraju będzie oznaczał odpowiedni wzrost raty kredytowej, co na pewno nie będzie przyjemne. Jednak z każdą kolejną spłacaną ratą maleje nasze zadłużenie. Takiej pewności nie mają natomiast posiadacze kredytów walutowych, gdzie każde osłabienie złotego zwiększa zadłużenie wyrażone w złotych.
Dlaczego Polacy pokochali kredyty w CHF?
Skoro więc na pierwszy rzut oka kredyty złotowe są bardziej bezpieczne od walutowych, to dlaczego Polacy tak chętnie przez lata zadłużali się we franku szwajcarskim lub w euro? Odpowiedź jest prosta ‒ bo dzięki zadłużeniu się w obcej walucie mieli szansę na wyższy kredyt i jednocześnie mniejsze miesięczne raty. Były one znacznie niższe od wysokości rat kredytu złotowego, przy podobnej kwocie kredytu.
W 2005 roku oprocentowanie kredytu mieszkaniowego w wysokości 250 tys. złotych, zaciągniętego na 30 lat w złotych, wynosiło 5,3 proc. Natomiast kredyt na równowartość tej kwoty, zaciągnięty w euro miał oprocentowanie 3,1 proc., a we frankach szwajcarskich 1,8 proc.
Kredytobiorca musiał więc zdecydować: czy zaciągnąć kredyt w złotych i płacić miesięczną ratę w wysokości ok. 1400 złotych, czy w euro z ratą 1100 złotych, czy też we franku szwajcarskim z ratą 930 złotych, a więc o prawie o 500 złotych mniejszą niż przy kredycie złotowym. Ten, kto płacił niższe raty miał większą zdolność kredytową, bo zostawało mu więcej pieniędzy na domowe wydatki. Dla setek tysięcy Polaków wybór był oczywisty – tylko kredyt we franku szwajcarskim.
Szwajcarskie przekleństwo spokojnej przystani
Niestety frank szwajcarski, tak jak złoto, jest traktowany przez wielu międzynarodowych inwestorów jako „spokojna przystań”. Jeśli na światowych rynkach finansowych dzieje się coś złego, to inwestorzy swoje aktywa lokują właśnie w złocie i we franku szwajcarskim. W połowie 2008 roku kurs franka szwajcarskiego wynosił mniej niż 2 złote. W chwili obecnej to 3 złote i 60 groszy, a były momenty, kiedy płacono za niego nawet ponad 5 złotych.
Nadal jednak posiadacze kredytów frankowych płacą mniejsze raty niż posiadacze kredytów złotowych. Wynika to z faktu, że stopy procentowe w Szwajcarii są w tej chwili ujemne. Na oprocentowanie kredytów frankowych ma wpływ marża w wysokości około 1,1 pkt proc., pomniejszona o ujemny LIBOR (0,7 proc.).
W kredycie złotowym na oprocentowanie składa się marża, średnio w wysokości 1,1 pkt proc., powiększona o WIBOR 1,6 proc. Czyli różnica jest znaczna.
Jednak tym, co nie daje spać posiadaczom kredytów frankowych jest fakt, że w wyniku spadku kursu złotego wartość ich nieruchomości jest znacznie niższa od kwoty pozostałego do spłacenia kredytu. Bo jeśli ktoś brał kredyt we franku szwajcarskim, np. 50 tys. CHF, to przy kursie 2 złote wartość tego kredytu wynosiła w momencie zawarcia umowy kredytowej 100 tys. złotych. Na początku tego roku kurs franka szwajcarskiego wynosił 4 złote. To oznacza, że wtedy kwota tego kredytu wyrażona w naszej walucie wzrosła do 200 tys. złotych.
Korzystna zamiana euro na złotego w kredycie hipotecznym
Takich problemów nie mają obecnie posiadacze kredytów w euro. Znaczna część z nich zawierała umowy kredytowe przy porównywalnym lub wyższym od obecnego kursie euro.
I dlatego już w tej chwili przewalutowanie kredytu mieszkaniowego w euro może się opłacać – oceniał w wywiadzie dla aleBank.pl dr Jacek Furga, prezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji. Taka operacja może być atrakcyjna dla osób, które brały kredyt w 2009 roku, przy kursie euro bliskim 4,50 zł.
‒ Obecnie kurs euro oscyluje wokół poziomu 4,25 zł. Jeśli ktoś zdecydowałby się na zamianę kredytu w euro na kredyt złotowy, to przy dużym zadłużeniu mógłby zyskać na tym w tej chwili nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych ‒ wylicza dr Furga.
Dotychczasowy bilans jest bardziej korzystny dla posiadaczy kredytów w euro niż dla posiadaczy kredytów w złotych. Mówiąc wprost, do tej pory za swój kredyt mniej zapłacił „eurowicz” od „złotówkowicza”, bo jego rata kredytowa była niższa od raty porównywalnego kredytu w złotych.
‒ Jeśli do tego dołoży się ewentualny zysk z przewalutowania kredytu po kursie korzystniejszym od kursu z dnia zawarcia umowy kredytowej, to wynik będzie jeszcze lepszy. I taki rachunek powinien skłonić posiadacza kredytu w euro do przewalutowania, co raz na zawsze uwolniłoby go od ryzyka kursowego ‒ podkreśla rozmówca aleBank.pl.
WIBOR, a co za tym idzie oprocentowanie kredytów złotowych są w tej chwili na historycznie najniższych poziomach. Co prawda nadal wysokość raty kredytu w euro jest niższa od raty podobnego kredytu w złotych, ale przewalutowanie w tej chwili nie dość, że może przynieść doraźną korzyść finansową, to przede wszystkim uwolni nas od ryzyka kursowego. Będziemy mieli kredyt w walucie, w której zarabiamy. Ale nie ma róży bez kolców.
Kredyt złotowy też może być ryzykowny
Wcześniej czy później, obecnie niskie stopy procentowe w Polsce wzrosną. Pytanie tylko ‒ jak bardzo? Dwa lata temu przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego przypomniał prezesom zarządów banków o konieczności rzetelnego informowania klientów przed zawarciem umowy o ryzyku związanym z możliwym wzrostem oprocentowania kredytu. Zgodnie ze stanowiskiem KNF banki powinny prezentować klientom symulację obsługi kredytu dla stopy referencyjnej na poziomie: od 3 do 15 proc. Jednocześnie na stronach Komisji zamieszczono poniższe wyliczenia.
W uproszczonym przykładzie, dla kredytu mieszkaniowego na 300 tys. zł, zaciąganego na 30 lat w systemie rat równych, oprocentowanego według stawki WIBOR 3M + 1,7 pkt proc. marży banku (z pominięciem opłat, prowizji i kosztów dodatkowych produktów), zależność między WIBOR 3M a wysokością hipotetycznej miesięcznej raty prezentuje się następująco:
WIBOR 3M 1,65 proc. – wysokość raty 1 322 złote,
WIBOR 3M 3 proc.- wysokość raty 1 556 złotych,
WIBOR 3M 5 proc.- wysokość raty 1 936 złotych,
WIBOR 3M 10 proc.-wysokość raty 3 017 złotych,
WIBOR 3 M 15 proc.-wysokość raty 4 204 złote.
Tak więc osoby, które myślą o zamianie kredytu walutowego na kredyt złotowy mają się nad czym głowić. Jednak mimo wszystko, patrząc na zimno na wyliczenia KNF dotyczące wpływu zmiany stóp procentowych na raty kredytowe, i jednocześnie pamiętając co się stało z kursem złotego wobec franka szwajcarskiego, widać wyraźnie, że potencjalne ryzyko kredytu walutowego jest znacznie wyższe od ryzyka związanego z kredytem w naszej rodzimej walucie.